Polecmy Wystawianie Świadectw Charakterystyki Energetycznej budynków oraz lokali.Badania termowizyjne Wystawianie Świadectw Charakterystyki Energetycznej budynków oraz lokali. Badania termowizyjne

Książka..O Galicji Zdjęcia z kresów ..Kresy wschodnie Grzymałów Mapy historyczne Świdnica filmy taneczne filmy turniejowe taniec towarzyski współczesny nowoczesny klub taneczny swidnica wspolczesnyFilmy TanecznePielgrzymka

XVIII. Opowiadania z dawnych lat.

 

We wsi opowiadano sobie, że nazwa miasta Przeworska powstała od tego, że pan przeworski miał na pieniądze psi worek, że psa worek. Nazwę miasteczka wywodzą od tego, że w Kańczudze kozacy bili bardzo ludzi kańczugami tj. batogami.

W kronikach dziesięciu biskupich, z piętnastego wieku czytamy, że Gać należała do dóbr ks. Anny Ostrogskiej. Opowiadania we wsi powiadają nam, że końcem siedemnastego wieku Gać wraz z sąsiednimi wsiami należy do własności Korniakta. Na jednym z posiadanych dokumentów czytamy, że z końcem osiemnastego wieku Gać należała do dóbr klucza kańczuckiego własności Karola Szydłowieckiego, starosty uszyckiego.

Od 1798 r. “dominium”Gać należy do Jana Terleckiego z Unichowa, którzy panowali we wsi do czasu zniesienia pańszczyzny.

Kilkanaście lat dzierżawili folwark bracia Holcerzy, którzy do wsi przybyli z Mikulic; niedługo gospodarzył i dzierżawił folwark Żyd Landsberg.

Od kilkudziesięciu (60) lat folwark należał do dóbr ks.Lubomirskiego, właściciela ordynacji Przeworskiej. W 1927r. Rozparcelowano 30 mórg gruntu folwarcznego. W 1937 rozparcelowano połowę gruntów, a w r.1939 – resztę.

Pomimo, że to dawno było, dosyć wiele opowiadają o Korniakcie, który miał swoją siedzibę na zamku w Białobokach. Z zamku obecnie widzimy tylko resztki ruin – dwa mury i pozwalane wały. Korniakt, był to bogaty pan. W piwnicach pod zamkiem miał wielkie beczki wina, miodu i jedną piwnicę pełną złota i skarbów; nawet i cukru, którego w Polsce i król łyżkami nie jadał, na zamku Korniakta było tyle, że w podziemiach jeżdżono saniami po cukrze.

O samym Korniakcie opowiadają, że był to ludzki pan. Do dnia (wczas rano), gdy z okolicznych wsi zjeżdżali się chłopi odrabiać pańszczyznę na folwarku w Białobokach i stawali na drodze obok zamku, Korniakt często osobiście przeglądał chłopskie zaprzęgi. Kto miał dobry wóz, dobrą uprząż i należycie wyczyszczone konie, to zwalniał go na cały dzień od odrabiania roboty pańszczyżnianej. Jednemu z gospodarzy z naszych wsi – Jakielaszkowi, za ładnych parę koni Korniakt dał na własność zagrodę i dwie morgi gruntu.

Mgliste i niejasne wspomnienia zachowały się o walkach z Diabłem Stadnickim panującym w owym czasie w Łańcucie. Podobno Diabeł Stadnicki zawezwał Korniakta, by stawił się u niego na zamku w Łańcucie. Korniakt miał odpowiedzieć, że jednaka droga z Łańcuta do Białobok, jak i z Białobok do Łańcuta. Stadnicki napadł na zamek Korniakta w Białobokach, a Korniakt nie potrafił się długo bronić i uciekł na łódce przejeżdżając jezioro, które było w miejscu, gdzie obecnie są pastwiska.

Uciekając Korniakt zdążył ze sobą zabrać jedynie jedną czapę pełną złota. Jeden dzień Korniakt ukrywał się w Gaci, a kmieć, gospodarz Zbójnowicz wywiózł go ze wsi ukrytego w furze gnoju(obornika) do Chodakówki, do zamku ks. Dzieduszyckiego.

Z Chodakówki Korniakt uciekł dalej w góry i tam, odebrawszy jakąś smutną wiadomość, umarł nagle, siedząc przy stole.

O Szydłowieckim nie pozostało żadnych wiadomości. O Terleckim z Unichowa jest sporo opowiadań; mówią nawet, że przybywszy do wsi usiłował wprowadzać prawo pierwszej nocy; opornym groził, że “oblecze ich w ciasne portki”, tzn. odda ich w rekruty. Wobec zdecydowanej postawy chłopów musiał zrezygnować.

Opowiadają, że w miejscu, gdzie obecnie jest gościniec powiatowy, po lewej stronie drogi z folwarku, dawniej stały szubienice, a powieszonych grzebano pod szubienicą. Na kurhanie, gdzie pogrzebano powieszonych, w późniejszych czasach postawiono krzyż. Kilkadziesiąt lat temu, gdy budowano gościniec już krzyż zniszczał, a pozostał z niego tylko słup. Przy rozkopywaniu kurhanu znaleziono kości trzech ludzi, które przeniesiono na cmentarz.

Wspominają we wsi, że przeszło sto lat temu, do skarbca kościelnego wdarła się kobieta ogromnie wielka i mocna pochodząca z Klina, która siekierą wyrąbawszy drzwi od zakrystii zabrała ze skarbca kościelnego złoty kielich i pieniądze. Kobieta ta, jak opowiadają, rozpowiadała, że P. Jezusowi ani Matce Boskiej nie potrzeba pieniędzy. Nie uszła ta kobieta kary. Z dalekich stron sprowadzono kata, który pod szubienicą ściął jej głowę. Przed egzekucją kat, ubrany w czerwone suknie, wszedł na kopiec i trzykrotnie wołał do zgromadzonych: “ Ojcowie, matki karzcie swoje dziatki, bo jak nie będziecie karać, kat będzie im życie odbierać”.

Wiele pozostało wspomnień o rzucaniu się doganiaczy dworskich nad pracowitemi ludźmi. Opowiadają, że był jeden taki doganiacz dworski – karbownik czy polowy, który nawet, gdy wchodził do domów, to nie pochwalił Pana Boga jak ludzie, ale mówił: “ Niech będzie po sto-diable”. Ten dworski nie tylko, że za lada byle jakie uchybienie w robocie niemiłosiernie bił ludzi, ale rozrzucającym obornik kazywał rękami go roztrząsać i wymyślał różne dokuczliwe sposoby pracy byle się znęcać nad ludźmi. Zmarł on nagłą śmiercią, a ciało jego tak pokręciło coś, że nawet po śmierci nie można go było rozprostować i włożyć do trumny, dlatego pochowano go w skrzyni. Niczyją śmiercią nie cieszyli się nigdy ludzie we wsi, ale na wiadomość o jego śmierci baby dzwoniły w garnki i stare blachy.

Jak dbałym o zdrowie chłopa był dziedzic świadczy to, że przy omłocie konopi nawet i w silny mróz pan kazał chłopom ściągać z nóg buty, aby nie rozgniatać siemienia.

Na południe od dworu pod drzewami stał kloc cały brunatny od krwi katowanych na nim chłopów.

Zabawną historyjkę opowiadają sobie chłopi, jak to niedawno pobrana żona witała swego męża, gdy wracał ze dwora – “Jasiuleńku, ale ciebie w tym dworze pewno zbili”, a chłop zebrał się w sobie minę i z kawalerską kokieterią poglądając przez ramię niżej krzyża – “Kasiuleńko, przecież tyłek nie napuchł jeszcze jak cebrzyczek”. To nic, że z takiego bicia jakie otrzymał potrzeba było puszczać krew i rozcinać z czerniałe od uderzeń ciało, by nie ropiało.

Opowiadają i o dobrym panie, bracie dziedzicowym – Tadeuszu, który chociaż rzadko do wsi przybywał, a gdy bawił we wsi, to zachodził do zagród chłopskich i rozmawiał z chłopami po ludzku, a u brata swojego bronił chłopów i z tego powodu sprzeczali się panowie bracia i gniewali. Tadeusz Terlecki leży pochowany na cmentarzu razem z chłopami. Panowie nie postawili żadnego znaku na jego grobie. Pięćdziesiąt lat po śmierci Tadeusza, gdy już osypał się i zarósł jego grób, wieś budowała parkany naokoło kościoła; na jego grobie postawiono statuę św. Tadeusza apostoła.

Jeszcze w ostatnim dziesiątku lat przed zniesieniem pańszczyzny kmiecie zamieniali swe grunta z zagrodnikami za niewielką dopłatą. Gdy kmieć T. Zamieniał swój grunt z zagrodnikiem M. Dziedzic zwoływał do dworu kmiecia i odradzał mu zmiany przepowiadając rychłe zniesienie pańszczyzny. Chłop nie dowierzał pańskim słowom, nie usłuchał jego rady i grunt zamienił.

Dawniej to tak ojciec dzielił swój majątek, że jednemu musiał zostawić cały grunt, zabudowania i inwentarz, a drugiemu za całe wiano dał jeden krowski ogon na skrawku ogrodu wystawił chałupę.

Tak i stary S. podzielił swój grunt Walkowi, choć był mniej obrotny, że był starszy dał cały grunt z zabudowaniami i inewntarzem, a Wawrzkowi, że był młodszy wybudował dom, dodał mały plac i jedną krowinę. Wawrzek, był to nieduży, krępy i barczysty chłop, tanecznik zawołany, a przyśpiewki układne i dowcipne sypały mu się jak z worka. Dostawszy na zaczątek gospodarki tylko chałupinę, by jakoś żyć, zgodził się do ujka(wuja) za parobka. Wszyscy wiedzieli, a tym bardziej i ujek, że Wawrzek jak się roztańcuje, to tańczy bez opamiętania, do “upadłego”. Dlatego już w sobotę, gdy Wawrzuś zabierał się na muzykę do arendy, gospodarz przykazywał: “Wawrzuś, uważaj, w poniedziałek musimy jechać na pańskie do zwózki”. “Nie bójcie się ujku!” – Wawrzuś uspokoił gospodarza. W poniedziałek do dnia (przed świtem) gospodarz wstał, nakarmił konie, wyczyścił je, przyszykował wóz, już nawet uprząż nałożył na konie i niespokojny kręci się, bo już i słonko wzeszło, a Wawrzka nie ma. Dopiero za chwilę, wesoły i przyśpiewując sobie nadszedł Wawrzek. “Będziesz ty, Wawrzuś, miał za swoje, będziesz.” – przywitał go gospodarz. “Nie bójcie się, wszystko biorę na siebie” – nie tracąc fantazji odparł Wawrzek. Czem prędzej zaprzągnęli konie do wozu, a Wawrzek wziąwszy do rąk bat i widły pojechał na pańskie. Przejeżdżając bramę widłami pogroził hajdukom, że się trwożnie odsunęli na bok, a dopiero, gdy kawał odjechał, to wygrażali i krzyczeli za nim. Wawrzek podjechał do półkopków i zaczął je nakładać na wóz. Zobaczył go jednak pan, poskoczył na koniu do niego i trzasnął Wawrzka przez plecy bykowcem, że wnet koszula mu się zakrwawiła, a Wawrzek jak nie zamiele widłami, skoczy z wozu, zwalił pana z konia i przywarł go do ziemi. Kto wie, jak by tam z panem było, gdyby nie nadbiegli inni z doganiaczy dworskich, którzy obezwładnili Wawrzka, a nad bezwładnem znęcali się. Na drugi dzień strażnikowi ze strzelbą kazali odprowadzić Wawrzka do urzędu. Na markowskich polach orzeźwił się Wawrzek, niepostrzeżenie napadł strażnika, wyrwał mu strzelbę i precz odrzucił, strażnika sprał, że ledwie mógł się ruszyć, a sam uciekł w pola.

Przez kilka lat nie wiedzieć gdzie ukrywał się Wawrzek. Po zniesieniu pańszczyzny wrócił do wsi, ale nie był to już ten sam Wawrzek. Nigdy nie roześmiał się do ludzi, nie pracował na gruncie, nawet na swoim, co go kawałek dostał za żoną, żebrał, chodził za chlebem, na ludzi spode łba patrzał swoimi strasznemi oczyma, że obawiano się go i by uniknąć jego wzroku dawali mu jałmużnę.

Parę lat przed zniesieniem pańszczyzny dziedzic dając swoich dwu synów na naukę do klasztoru, do posług paniczom zabrał Józka S. Na wakacjach, gdy panicze wrócili do wsi, a wraz z nimi Józek, pan zwołał swoich synów do pokoju i kazał im czytać; bardzo cicho szło im to czytanie. Zawołał pan Józka i jemu kazał czytać listy – Józek czytał o wiele lepiej od paniczów. Zdawało by się, że pan pochwali Józka i dopomoże mu do dalszej nauki; pan nasrożył się, odesłał Józka do rodziców, a po wakacjach posłał z synami innego chłopca ze wsi.

Józek w domu przy ojcu poduczył się ciesielki i z ojcem w lecie budowali domy, a zimą majstrował, lubił rzeźbić. Gdy dorósł umiał składnie budować domy, ale też potrafił i ładnie rzeźbić. Przy budowie domów często jest okazja do poczęstunku i wypicia paru kieliszków wódki. Józkowi dobrze się powodziło, ale nie był zadowolony ze swojego życia i na “pociechę” lubiał często zaglądać do flaszki z wódką. W rzeźbieniu wyrobił się tak, że potrafił wyrzeźbić wszystko, co tylko zobaczył, ale ludzie najchętniej kupowali Pana Jezusków frasobliwych i te najczęściej rzeźbił i sprzedawał na jarmarkach.

Były to figury Pana Jezusa siedzącego na kamieniu z frasobliwie podpartą dłonią brodą, a łokciem opartem na kolanie w cierniowej koronie. Gdy Józek S. raz sprzedawali te Pana Jezuski na jarmarku, przyszła do niego jakaś kobieta, przegląda figurki i pyta: “Wiele za tą dużą figurkę?” Pół reńskiego zacenił Józef. Kobieta wskazuje na mniejszą figurkę i pyta : “A wiele za tą?” “Też pół reńskiego.” –“Jak to? Za małą figurkę tyle co za wielką?” A Józef na to: “Czy wielki, czy mały to jeden diaboł.” – (Miał przysłowie – diaboł).

Gdy przyszedł do karczmy, to figurki stawiał na stole, a podpiwszy sobie mawiał do figurek: “Tyś mnie stworzył, ja cię zrobił i teraz przepić muszę.” W kościele robił jakieś rzeźby; wyrzeźbioną figurę Pana Jezusa postawił na oknie tak nieszczęśliwie, że wybiła szybę w oknie, a Józef zaraz do figury: “To Ty, Panie Jezusie będziesz w kościele szyby wybijał!”

Podobnych historyjek o tym rzeźbiarzu we wsi opowiadano więcej, a była to herezja i obraza boska; wdał się w to ksiądz, a był we wsi prawdziwie pobożny ksiądz. Przyszedł ksiądz do domu tego rzeźbiarza i prawi mu nauki, że to pijaństwo to zguba dla człowieka, że marnemu człowiekowi nie godzi się nadaremnie wyzywać imienia bożego i to jeszcze w ten sposób jak to on czyni. Rzeźbiarz nie sprzeciwiał się nic, pochylił głowę i dłubał coś nożykiem.

Gdy ksiądz odchodził, ładnie mu podziękował za odwiedziny, a na pamiątkę podarował mu laskę, na której wyrzeźbioną była głowa całkiem podobna do głowy księdza.

Po tych odwiedzinach nie zmienił się rzeźbiarz; żył podobnie jak dotąd i takim umarł.

Na tym kończy się książka napisana przez mojego Dziadka


Polecmy Wystawianie Świadectw Charakterystyki Energetycznej budynków oraz lokali.Badania termowizyjne Wystawianie Świadectw Charakterystyki Energetycznej budynków oraz lokali. Badania termowizyjne

Książka..O Galicji Zdjęcia z kresów ..Kresy wschodnie Grzymałów Mapy historyczne Świdnica filmy taneczne filmy turniejowe taniec towarzyski współczesny nowoczesny klub taneczny swidnica wspolczesnyFilmy TanecznePielgrzymka