Wystawianie
Świadectw Charakterystyki Energetycznej budynków oraz lokali.
Badania termowizyjne
Książka..O Galicji Zdjęcia z kresów ..Kresy wschodnie Grzymałów Mapy historyczne Świdnica Filmy TanecznePielgrzymka
Pokucie
Pokucie, najdalej na południo-wschód wysunięta ziemia dawnej Polski, przedstawia odrębny charakter fizyczny, polegający na kontraście spotykającej się tu wyżyny stepowej i krainy górskiej. Oddzielone korytem Dnie-stru w stronie północnej, a z innych stron górami zasłonione, stanowiło jakby najdalszy kąt Rzeczypospolitej. Obszar P. zamyka we wschodnio - południowej stronie Czarnohora Karpacka, ciągnąca się samem pograniczem wegierskiem dwie do trzech mil i tworząca jakby mur wielkiej twierdzy. Nad pasmem tem górują dwa wierzchołki, wznoszące się jakby narożniki, w stronach przeciwnych: Pop
Iwan od wschodu a od zachodu Howerla. Ten ostatni sięga do 7200 stóp. Uderza też swoim osobliwym kształtem tak zwana Stocha, góra formę stoga mająca, z nagim szczytem, a o pół mili przed Czarnohorą położona. U stoków zachodnich Czarnohory ma źródła swoje Prut, największa z rzek pokuckich; w kilkomilowej zaś odległości na wschód wypływa z pod góry Petenicy Czeremosz Czarny, a o pół mili dalej z pod góry Hnetysy Biały Czeremosz, który rozgranicza Pokucie od Wołoszczyzny. Kraj ten w dolnych swoich okolicach, przedstawia żyzną podolską równinę, a w podgórzu swojem posiada szereg hut i warzelni solnych, które ludności łatwy sposób zarobkowania nastręczają. Banie te były w czasach dawnych nierównie liczniejsze i jedne z nich stanowiły dochód dóbr królewskich, drugie należały do prywatnych. Gleba górska tworzy wyborne pastwiska dla owiec i bydła, a zbiór siana jest tak znaczny, że mieszkańcy odleglejszych nawet równin zwykle bydło swoje w góry na zimowlę oddają. Lasy pokrywają tu jeszcze ogromne przestrzenie, nietylko w górach niedostępnych, ale i po równinach. Do pierwszych należy głównie tak zwany Czarny Las między Bystrzycą Sołotwińską a Oporem. Jest to puszcza lasami pierwotnymi okryta, która w całej swej rozciągłości po jednej i drugiej stronie Karpat kilkadziesiąt mil kwadratowych obejmuje. W dolnych znowu okolicach zasługuje na uwagę las zwany Choros-na. Poczyna on się tylko o parę mil od Kołomyi i ciągnie się ku Dniestrowi z małemi przerwami na przestrzeni kilkunastomilowej. Bagna jego i trzęsawiska służyły za osłonę dla długo tu przechowującego się kultu bóstw z czasów przedchrześciańskich, o których wieść głucha przechowywała się u ludu, jak to opowiada Stanisław Duńczewski w kalendarzu na rok 1767.
Okolice Pokucia należą do najpiękniejszych w Polsce. Przejeżdżając w kierunku ku wschodowi mamy po lewej stronie rozległy widok na urodzajne obszary łanów i łąk naddniestrzańskich; na prawo zaś wznoszące się stopniami pasma gór, tu i ówdzie bezleśnych, indziej gęstym lasem okrytych. Raz po raz wbiegają głęboko pomiędzy prostopadłe, niemal stojące naprzeciw siebie wierzchołki gór, prześliczne doliny, spadającymi zewsząd potokami ożywione.
Wszystkie rzeki P., mając na znacznych wzniesieniach swe źródła, przedzierają się przez pokłady skał i tworzą częstokroć wspaniałe wodospady. Najpiękniejsze są: wodospad Prutu pod Dorą i wodospad Maniawki pod wsią Mania-wą, oba w uroczej okolicy. Ponieważ P. nie stanowiło odrębnej całości, mającej ściśle o-kreślone granice i nazwa sama nie opiera się na fizycznych ni etnograficznych znamionach, przeto trudno oznaczyć granice obszaru tą na zwą objętego. Nazwą tą zwykle obejmu jemy pas ziemi ciągnącej się w południo wo - wschodnim kierunku po obu brzegacl Prutu, od źródeł rz. Tłumaczka aż do ujście Czeremoszu, w pobliżu wsi Załucza. Obsza ten mieści się przeważnie w obrębie powiatu kołornyjskiego. Północną część od Kołomy znamionuje zbity ciężki czarnoziem podolski z gliną diluwialną w potężnych częstokroć po kładach; zewnętrzna jej plastyka przedstawia krainę pagórkowatą z licznemi zagłębieniam lejkowatemi. Wioski, osiadłe po jarach, odsłaniają się widzowi dopiero wtedy, gdy z mono tonnej wierzchowiny spuszcza się nagle ku dolinom, poprzerzynauym zwykle leniwie pły nącymi potokami. Lasy liściaste, złożone prze ważnie z dębu, grabu, klonu i osiki, a brak zupełnie drzew iglastych. Uprawa hreczki kukurydzy, tytoniu i melonów odbywa się tu na wielkie rozmiary; chów bydła przeważnie siwego. Ptaki, motyle, chrabąszcze przedstawiają głównie gatunki właściwe krainie stepowej. Przeciwnie na południe od Kołomyi tuż za Prutem, rozpoczyna się świat górski.
Zapowiadają go nietylko czerniące się na widnokręgu pasma gór, ale też piaskowiec karpacki w Myszynie, solne źródła w Kniaźdwo-rze, bukowe i smerekowe lasy, wreszcie i sami mieszkańcy z właściwościami górskiego ludu. W punkcie, gdzie świat stepowy z górskim się ściera, na rozległej dolinie pochylonej ku Prutowi, na jego lewym brzegu, leży Kołomyja. Przylegające do niej od północy i wschodu wsie, z uprawnemi polami i rozrzu-conemi po wszystkich stronach dąbrowami, przypominają Podole, a wrażenie to złudne byłoby zupełnem, gdyby nie te góry piętrzące się daleko na zachód i południe od Kołomyi, gdyby nie ten rozlewny Prut szumiący. Znaczne nachylenie P. ku południowemu wschodowi ułatwia przystęp cieplejszym prądom powietrza i pozwala na uprawę kukurydzy, a nawet winorośli po zacisznych zboczach południowego podgórza. Możnaby powiedzieć, że Podole zbliżywszy się na Pokuciu bezpośrednio do gór, dnem głównych dolin głębiej się wdarło w miazgę podgórza. Przykładem tego jest ciepła dolina Czeremoszu, którą na 3 mile przeszło od miasteczka Kut aż do zlania obu Czeremoszów (Białego i Czarnego) ciągną się piękne sady, a uprawa kukurydzy i tatarki (hreczki), wymagających podolskiego pod-niebia, przeciągnęła się za Czeremoszem Czarnym jeszcze głębiej w góry aż po Jasieniów i Krzyworównię. Stąd też pochodzi, że stan powietrza nietylko w ciągu tygodnia lub doby, ale nawet dnia, jest tu bardzo zmiennym. Właśnie temu pośredniemu położeniu, na samym skrawku, między dwoma różnemi światami, zawdzięcza Kołomyja swą zmianę temperatury i niejednostajną przeciętnie ciepłotę. P. zaludnionem zostało dość późno.
Herodot opowiada, iż Daiestr, przy ujściu którego mieściły się kolonie greckie, wypływa z wielkiego jeziora, oddzielającego Skitów bądź to od Neurów, bądź od Agatyrsów (Herod., IV", 51, cf, 100). Za największą kraju tego osobliwość wskazywano dwułokciową stopę Ilera-klesa, w jednej ze skał naddniestrzańskich wytłoczoną. Wieść o wielkim u źródeł Dniestru jeziorze może znaleźć swe potwierdzenie albo w rozległych bagnach nad Dniestrem koło Koniuszek i Dołobowca, albo też, przypuszczając, że Stryj, dopływ Dniestru, mógł być uważany za główne koryto tej ostatniej rzeki, znajdziemy w okolicach Sinowódzka Wyżnie-go, skąd już niedaleko do źródła, w łożu rzeki ogromy skał porozrywane, a mieszkańcy pobliskiej wsi Międzybrody rozpowiadają, że niegdyś było tam wielkie jezioro, od którego sinych wód miała powstać i sama nazwa Dolnego i Górnego Sinowódzka.
Nie wiemy jaki rodzaj życia wiodły ludy, o których pobycie w tych stronach dochodziły wieści do kolonii greckich; to wszakże pewna, że gdy u źródeł 13ugu i Styru od dawna już rozpierano się orężem o posiadanie urodzajnych ziem i grodów czerwieńskich, Pokucie wraz z Wołoszczyzną długo jeszcze było siedzibą koczowniczo wałęsających się hord Pieczyngów, które tu wypasały liczne trzody swoje. Przedzielały ich naokoło od sąsiadów rozległe puszcze, przez które cichaczem przedzierając się, napadali Pie-czyngowie sąsiednie kraje. Bolesław Chrobry umiał ich sobie stale pozyskać. We wszystkich niemal jego wyprawach widzimy ich bądź w obozie, bądź odrębnie szarpiących kraje nieprzyjacielskie. Gdy raz (około 1013 r.) wszczęli rozruch w jego obozie, cały ich pułk w pień wyciął. Kazimierz I wszedł w ścisłe stosunki z Jarosławem Wielkim, a potomstwo jego by-to już bardzo blisko z książętami ruskimi spokrewnione. Właśnie za tych potomków posuwają się od strony grodów czerwieńskich coraz więcej ku Karpatom stałe osady. Na wzgórzach, świeżo z lasów wytrzebionych, powstawały włości, najczęściej przez jeńców wojennych osadzane. W drugiej połowie Xl w. po-awia się tu najpierw Trębowla, znacznie później Halicz nad Dniestrem. Nazwa jego miała wziąć swój początek od Haliczyny mogiły, ak powiada kronikarz wołyński, albo jak mówi Długosz, od góry Halicza.
Wszakże podob-negoż imienia gród, na stronie południowej larpat, wzmiankowany jest w dziejach już od X w., i dał niejednokrotnie powód pisarzom óźniejszym do mieszania zdarzeń i miejsc różnych od siebie. Wasiłko Rościsławowioz, ks. rembowelski, gromadził pod swą chorągiew hordy Torków, Berendejów, Pieczyngów. Miał1 on się odezwać w swojej hardości: Zimą wystąpię, latem zawojuję Polskę i zemszczę się za Ruś. Nie bogata jest w lud nasza ziemia, pójdę na dunajskich Bułgarów, i jeńcami ich zaludnię pustynie". Nim jednak zemsty dokonał, oczy mu wyłupiono. Słowa jego malują w jakim stanie znajdował się w owych czasach ten kraj. Wspomnieni tu Pieczyngowie byli ostatkami hordy przebywającej między Siedmiogrodem, Pokuciem i Wołoszczyzną; główna bowiem ich siła pobita już była wtedy przez Kumano w. Szczątki te przez jakiś czas jeszcze do rozmaitych najazdów używane, wyginęły w bojach sąsiadów. Osadnictwo w górach szło nadzwyczajnie powoli. Przez długi czas nie słychać o żadnych włościach znaczniejszych, a rzeki pomniejsze zdają się nie mieć stałych nazw. Niema o nich wzmianki, choćby pobieżnej, w dokładnych skądinąd rnskich latopisach. Długosz zaledwie umie nazwać parę rzek co z prawej strony do Dnie-stru wpadają. To, co z koczowniczem i pastor skiem życiem się wiązało, jak wierzchołki połonin i rozciągające się między niemi kotliny mają odrębne swoje imieniska, które chociaż powszechnie przez ludność dzisiejszą powtarzane, w bardzo znacznej jednakże części nie mają z jeżykiem jej nic wspólnego, i zdają się sięgać czasów koczowniczej jeszcze włóczęgi. Z nazwiskami takiemi spotykamy się na całym łańcuchu pokuckich gór. Jeden z czubów Czarnohory a zarazem kotlina pod nim, zowie się Dżymbronia, inny Howerla.
Dalej idą: Bałta-guł, Hetunduł, Bałtazina, Czurus, Furatyk, Czymbtysz, Fewresok, Grofa, Pietrosy, Żura-pel, Gorgan, Gurgułat, Pianuła, Niagra, Żełe-min, Pikuj i t. d., są to nazwy utworzone z pierwiastków niesłowiańskich. Z resztek rozmaitych hord koczowniczych, z jeńców wojennych i dobrowolnych, różnoplemiennych osadników wytwarzała się ludność Pokucia. W XIII w., kiedy jarzmo Mongołów nad Rusią zaciężyło, w Marmaroszu na Węgrzech spotykamy ludność wołoską; może szczątki rzymskich kolonii. Ludność ta wiodła żywot pasterski. Skoro w wieku następnym Giedymin przełamał potęgę Mongołów i zdobył Kijów, a zięć jego Kazimierz Wielki zajął ziemie czerwieńskie, bezpieczeństwo tych stron wzrastało. Wtenczas to Wołosi ruszyli z Marmaroszu gromadnie i stałe siedliska w mało zaludnionej dotąd Mołdawii zajęli. Część jakaś tejże samej, jak się zdaje, Ludności, dostała się na Pokucie, a chociaż zupełnemu już przena-rodowieniu uległa, ślady jej jednak rozpoznać się dają między tutejszymi mieszkańcami.
Na równmach P. włościanin nie różni się niczem; prawie od Rusinów Podola, górale jednak mają odrębne swoje cechy, które rozdzielają ich na dwa plemiona, czy też rody: Hucułów i Bójko w. Od wschodu znaczny obszar gór zamieszkują Huculi; miano to dają im na około sąsiedzi i sami się do niego przyznają. Nie tak się rzecz ma z ich zachodnimi sąsiadami, co począwszy od Czarnego lasu i od rzeki Łomnicy aż ku źródłom Dniestru się rozsiedli. Zapytani o właściwe swe miano zowią się po-prostu Werchowiniami, Góralami, Podgórza-nami i t. p., tymczasem tak mieszkańcy nizin, jak i sąsiedzi ich Huculi nazywają ich Bójkami. Jest to wyraźnie wzgardliwe tylko nazwisko, znaczące jakoby zbójów. Ks. Antoni Pieiruszewicz jest tego mniemania, że nazwa Hucuł ma łakież same znaczenie co Bójko; w języku bowiem wołoskim choć czyli hoc znaczy zbój, końcówka zaś ul jest cechą rodzaju męskiego, odpowiadając zaimkowi łacińskiemu Ule. Silna budowa ciała, swoboda ruchów, odwaga i zręczność wspólne są tak Hucułom jak Bójkom; atoli te same przymioty przybierają odcienia rozmaite i znaczną dostrzedz można różnicę, tak w postawie i rysach zewnętrznych, jak umysłowych usposobieniach, w zwyczajach i obyczajach.
Wzrost częściej wysoki niż mierny, cera smagła, oczy czarne, nos orli, czarny długi włos i wąs zakręcony, odznaczają Hucuła; Bójko ma cerę białą, oczy najczęściej siwe, włosy rudawe, smukły acz nie uderzający wzrostem, natomiast lżejszy i ruchliw-szy. Przy długich, niekiedy podgolonych włosach, wąsów albo woale nie zapuszcza, albo je przystrzyga. Strój Hucuła w ogólności schludny, u bogatszych odznacza się pewną wy-twornością. Kapelusz, czyli tak zwane kresa-nie, formy stożkowatej, lub z główką okrągłą a szerokiemi brzegami, ma w koło blaszkę lub wstążkę, częstokroć pierścieniami, kółkami i innemi błyskotkami nawieszoną, z za której pióro pawie powiewa. Gunia krótka, z grubego sukna, bronzowego, miodowego, niekiedy ponsowego koloru. Pod nią kiptar (kożuszek bez rękawów), jedwabiem wyszywany, przez ramię przewieszona dziobeńka w kratki, lub tobolec guzikami błyszczący, a koszula suto na ramionach we wzory tureckie wyszywana.
Szeroki, rzemienny pas, z mnóstwem guzików, kółek, pierścieni i t. p. Przy pasie, między innemi, nóż w pochwie, a para pistoletów za pasem. Spodnie szerokie sukienne, czerwonego, miodowego lub granatowego koloru; na nogach chodaki; w ręku toporek pisany. Zimą wdziewa kożuch krótki, czapkę lisią, zwaną klepanie, i guglę, czyli dżuglę, zwaną także manta, która jest rodzajem płaszcza z sukna białego, a zrobiona tak, że z tyłu naturalny kaptur formuje. Ubierają się w nią i kobiety. Ubior zwyczajny Bójka stanowi czarny sierak powyżej kolan; pod nim bunda z wyszyciem włóozkowem, koszula na ramionach wąską mereźką ozdobiona. Przez plecy tobolec czyli tajstra skórzana, bez ozdób. Pas rzemienny nie tyle błyskotkami ile potrzebnemi narzędziami opatrzony. Spodnie białe, obcisłe, chodaki rzemykami przeplecione. Na głowie zimą kuczma wysoka, barania, w formie głowy cukru uciętej, albo szłyk, latem zaś czarny, niski, z szerokiemi krysami kapelusz; w ręku kij nasiekany. Hucułki są zazwyczaj smukłe i u-rodziwe.
Na głowie u mężatek ujrzysz biały, cienki rąbek. Ramiączka u ich koszul wyszywane ozdobniej niż u mężczyzn. Na koszuli duszka, czyli gorset materyalny, najczęściej czerwony. Dwie zapaski wełniane, pstrego ko loru, zwane fotami, obwiązują w koło siebie z dwóch^stron, przepasując je pasem z kała-majki. Świtkę czarną wdziewają na wierzch, na nogi zgrabne chodaki, a niekiedy buty czerwone. Dziewki splatają najczęściej włosy we dwa warkocze, i takowe na głowie we wieniec ułożywszy, mnóstwem świecideł i piórem pawiem ozdabiają. Bogatsze zawieszają u szyi srebrne i złote monety, a spódnice ich w dzień świąteczny przywdziewane, połyskują srebr-nemi i złotemi galonami. Żona Bójka obwija głowę zawój ką, a niekiedy nią i większą część twarzy zakrywa.
Odzieniem jej biała, płócienna świtka, spódnica w kwiaty, a na niej pstra, wełniana zapaska; na nogach chodaki lub buty. Dziewki splatają włosy w jeden warkocz i takowy, kwiatami i wstążkami ozdobiony, wolno po ramionach puszczają. W długich a wąskich dolinach po-pod ściany gór, lub na mniej nagłych ich pochyłościach, ciągną się osady huculskie, od wschodu, począwszy od Białego Czeremosza i potoku Putyły, aż do Łomnicy ,na zachód (to jest obecne powiaty: Kossów, Śniatyn, Horodenka, Kołomyja, Nadworna, Tłumacz, Bohorodczany, część stanisławowskiego, kałuskiego i dolińskiego). W nazwiskach tych wsi uderza ucho nierzadko dźwięk obcy: Brustury, Akreszory, Szeszory, Ryngury, podobnie jak i w samym języku Hucuła. Syna zawoła niekiedy stary ojciec: filine"; zamiast rozprawiać wiele, powie wer-berowaty", a duchów leśnych nazwie silwa-ticzi". Bójki rozsiedleni od Porohów i Jabłonki, ostatnich wsi huculskich nad Bystrzycą Sołotwińską, aż po źródła Dniestru (zachodnia część pow. dołińskiego, kałuskiego, oraz po-łndniowa część pow. żydaczowskiego, tudzież powiaty: stryjski, drohobycki, turczański, i wschód, część samborskiego), mówią językiem czystosłowiańskim i takim ponazywali wsie swoje. Wsie huculskie są zwykle wielkie, chyża, czyli chata od chaty daleko, zwykle sadem, łąką lub lasem rozdzielona. Hucuł kocha się w sadach. Skoro ma kawałek ziemi odpowiedniej, pielęgnuje drzewa owocowe. Prócz jabłek wyśmienitych i gruszek, znaj-
dziesz u niego tarnośliwy, ezeresznie, wiśnie i czerechy. Chata drewniana, zwykle z dwoma ku wschodowi oknami, pobita jest dranicami dość nisko. Koło niej stajnia, spichlerz, kawał ogródka i pasieka; wożą, pługu, ni stodoły nie znajdziesz. Nie tak rozległo wsie Boj-ków ciągną się brzegiem potoków i rzek, obsiadają żyzniejszą kotlinę lub górę lesistą. Chały najczęściej gromadkami rzucone, stoją dość blisko jedna przy drugiej. Wysoki, ostry dach, spoczywa zwykle na kolumnadzie słupów drewnianych, połączonych takiemiź ka-błąkami, formując na około rodzaj krużganku.
Wśród tej kolumnady siedzi chata jak skrzynia; okna jej ku południowi obrócone; na dachu, obok pobicia u dołu dranicami, bywa niekiedy wierzchem i słoma. Drzewa zielenią się przy chacie, ale owocowe rzadko. Natomiast obok stajni i obory jest i stodoła, oraz wóz, pług i inne narzędzia gospodarskie, Bójko bowiem jest rolnikiem. Mimo niewdzięcznej gleby, sięga pługiem i rydlem wszędy, gdzie tylko kawał ziemi z pod lasu i kamieni wydostać może, i zasiewa ją owsem, lnem, niekiedy jęczmieniom i żytem jarem, lub toż kartoflami zasadza. Rozpala nocą ognie przy owsach dla postrachu niedźwiedzi, i przy nich noce przepędza. Hucuł przeciwnie jest pasterzem, Na przedgórzu uprawia on ziemię, ale tylko sposobem ogrodowym. Lubi też i hoduje pasieki, ale główny skarb jego jest w bydle i owcach. Owca, według przysłowia huculskiego, daje odzież, opatruje nabiałem i łąki gnojem nży-źnia. Dzień, też, w którym trzody swe na po-łonińską paszę wypędzają, obchodzony jest u Hucułów z największą uroczystością. Co atoli nadewszystko charakteryzuje Hucuła, to jego zamiłowanie w koniach. Bójko chowa zwykle bydło rogate, konia u niego rzadko spotkać. Przeciwnie Hucuł nadewszystko przekłada konie, których osobną rasę pielęgnuje. Koń huculski jest drobny, najczęściej maści szaro-kasztanowatej lub karej, głowy kształtnej, dlugiej grzywy, mocnych i pewnych nóg, płochliwy, do pociągu nie zdatny, ale wyśmienity do jazdy wierzchowej. Jest on dumą Hucuła i nieodstępnym jego towarzyszem; dosiada go tak sam, jak i żona i córka, ku czemu foty ich, z dwóch odrębnych sztuk składające się, zdają się, jakby umyślnie urządzone. Siedzą na koniu z taką pewnością, że jazda nie przeszkadza im prząść kądziel z wełną, którą na koniu mają za pasem. Widząc takie cało karawany obojej płci Hucułów, jak od Żabiego i Mikuliczyna za różnemi potrzebami konno ku dołom postępują, może się zdawać, że jesteśmy w kraju nomadów.
Dnia 13 czerwca odbywa się u Hucułów tak zwane mieszanie", uroczystość, której zwykle muzyka i tańce towarzyszą Na otworzyste polany spędząją z różnych stron owce; tam mają się. połączyć w turmy po dwa tysiące i więcej sztuk liczące, które spoinie obrany watażka (pasterz główny) przy pomocy butejów i oczarków w połoniny popędzi. Na polanie doją kolejno każdy przygnany oddział. Mierzy mleko watażka i oznacza, ile któremn przypadnie. Przy maciorach i Jarkach podskakują młodo jagnięta, watażka pozna wnet, iż to lub owo na połoniny nie dojdzie; rozdają więc je darem mię dzy biedaków i sieroty, aby je sobie wychowali. Cały ten charakterystyczny obrzęd huculski kończy się wesołą ucztą i tańcami. Rozpoczyna się pochód ku połoninom. Postępują zwolna przed turniami przodownicy; owczarze w szarych, w tłuszczu umaczanych koszulach, w myckach wełnianych na głowie, zabiegają z boków i z tyłu, otoczeni zgrają psów. Na wskazanej przez watażkę polanie ogradzają koszarę dla owiec i stawiają koliby, w których skład nabiałów i mieszkanie oczarzy.
W nich z mleka wydajanego wywarzają bundze, z których bije się bryndza, zbierają z żętycy urdę, która główną omastę góralską stanowi. Ilaz po raz nadjeżdża do kolib właściciel owiec jeden po drugim; zdejmuje teren z konia, to jest bordiuki z koziej skóry i berbenice drewniane; dobywa z nich żywność dla owczarzów swoich przywiezioną, a odebrawszy swoją część bundza, nabija w nie bryndzę i ku domowi pośpiesza. Z powrotem jego otrzymują sąsiedzi wiadomość, w którą stronę i kiedy udawać się mają do kolib. Cały bowiem ten tabor w ciągłym jest ruchu. Skoro polany, na których stanął, są wypasło-ne, przenosi się ze wszystkiemi zapasami na dalszą połoninę, gdzie grodzą nową koszarę i nowy szałas stawiają. Jak Bójka rolnictwo, tak Hucuła częstokroć pasterstwo jego zawodzi. Bójko wtedy rozwija nadzwyczajną czynność, rzuca się na przedsiębiorstwa, kupczy drobnemi towarami, winogronami, orzechami włoskiemi, śliwkami węgierskiemi, przebywa ogromne przestrzenie kraju, utrzymuje bezustanny związek między Węgrami a Polską.
Zwykle pod jesień z domu wyszedłszy, nie wraca aż na wiosnę. Niema tej obrotności Hucuł i cały jego przemysł ogranicza się na sprzedaży lichych wyrobów wełnianych, bryndzy i naczyń drobnych, z którymi udaje się konno do miast bliższych: Kossowa, Delatyna, Nadworny i Kut, lub najdalej do Kołomyi, Zaleszczyk i Horodenki. W nowszych dopiero czasach, odkąd go zawodzą kartofle, udaje on się za robotą w doliny. Powiada E. Siarczyń-ski, że Hucułowie pochodzą z rodu Wołochó\r, którzy osiedlili się w górach Pokucia, zmieszali z krajowcami, i utworzyli odrębny poniekąd lud, który się tak postacią jak i obyczajami od innych górali wyróżnia. To samo spostrzeżenie zrobił profesor Łobarzewski, który się zbliska tak Hucułom jak Bójkom przypatrywał. Gospodarne rządy Kazimierza Wielkiego i jego następców ściągały licznych osad ników na Podgórze Karpackie. Ciekawe szczegóły o tym ruchu kolonizacyjnym podaje Aleksander hr. Stadnicki w rozprawie O wsiach tak zwanych wołoskich" (Lwów, 184-81853), W drugiej połowie XV w. panował w Multa-nach i Wołoszczyźnie Stefan, najznakomitszy z książąt wołoskich. Pokonał on dwóch przeciwników, hospodarów multańskich, Radułę i Włada IV", i w ciągłych zapasach z Tatarami, Węgrami i Turkami, odnosił liczne zwycięz-twa. Pojmując korzyści pozyskania opieki potężnej wówczas Polski, wszedł w stosunki z Kazimierzem Jagiellończykiem i oświadczał gotowość złożenia mu hołdu. W 1484 r. Baja-zet II, sułtan turecki, by pomścić nad Stefanem klęski ojca (Mahometa II), wkroczył do Bessarabii, zdobył Kilią i Białogród, i ścisnął Wołochów ze wszech stron. Ustępował Stefan przed Turkami w lasy i górskie zakąty, a tymczasem wysłał posłów do króla polskiego, o-strzegająo go o niebezpieczeństwie i prosząc, aby z wojskiem polskiem zbliżył się ku granicom, gdzie mu dawno przyrzeczony hołd chce złożyć.
Zebrawszy rycerstwo, król w towarzystwie synów: Olbrachta i Zygmunta, przybył na początku jesieni 1485 r. do Lwowa, skąd niebawem, na czele dwudziestotysiączne-go wojska, ze szlachty ziem ruskich i podolskich złożonego, przebył Dniestr pod Haliczem i stanął na Pokuciu. Dnia 15 września 1485 r. złożył Stefan na polach kołomyjskich hołd królowi. Po ukończonej ceremonii i złożeniu przez Stefana i bojarów wołoskich przysięgi, opatrzyli Stefan i 14 bojarów wołoskich swemi pieczęciami wygotowany poprzednio dyplom, w którym wyłuszczono stosunek wojewody do króla polskiego i jego zobowiązania. Dyplom ten oglądał jeszcze Kromer w metryce koronnej. Stefan złożył w darze Kazimierzowi, tudzież synom jego, bogate namioty, i nawzajem otrzymał bogate upominki. Jako pomoc dano mu trzy tysiące jazdy, pod dowództwem Jana Karnkowskiego, zwanego Polakiem. Te szczupłe posiłki oddały Stefanowi wielkie usługi. Wyruszywszy z nimi przeciw Turkom, rozpoczął wojnę podjazdową, bitwy walnej unikając. Jazda polska składała się z dobrze uzbrojonego i wyćwiczonego żołnierza; Wołosi przeciwnie mieli lekko zbrojne pułki na kształt Kozaków. Ilekroć tedy pułki wołoskie porażone były przez Turków, cofały się one tak, iż ścigającego ich nieprzyjaciela pod hufce polskie zwabiano, gdzie wspólneim siłami klęskę mu zadawano. Tym sposobem wojując, zmusił wkrótce Turków do opuszczenia Wołoszczyzny.
W czterdzieści lat później hospodar wołoski Piotr, bez poprzedniego wypowiedzenia wojny, wtargnął na Pokucie zimową porą, pod koniec 1530 r.; zajął Gwuź-dziec, Suiatyn, Kołomyję i Tyśmienieę, uprowadzając ludność i kraj aż do Halicza spustoszył. Odparcie tej napaści poruczył król Zygmunt I Janowi Tarnowskiemu, hetmanowi. Stanęło w pogotowiu pięć do sześciu tysięcy. Była to sama prawie jazda; piechoty nie więcej nad 300 ludzi liczono. Wołosi w ogólności bili się dzielnie; konie mieli mierne ale rącze. Rzadko używali zbroi. Tarcze ich były pro ste, nie powłóczne, a kopie bez proporców, sprawnie jednak niemi robili. Od roli wzięty chłop rychło nawykał do bojowego szyku. Nieraz jeździec o strzemionach dębowych, siodle bez pokrycia, u łęku bryndzę i chleb w koziej skórze mający, zadziwiał swoją zręcznością.
Ulubioną niegdyś ich bronią była osęka, rodzaj kopii, w której u wierzchu znajdował się grot do pchnięcia i hak do przyciągania. Puszczając się w największym pędzie popod hufce nieprzyjacielskie, zrywali jeźdźców z koni, i wielką szkodę w ludziach sprawiali. Takiego przeciwnika w przeważającej liczbie mając przed sobą Tarnowski, wysiał przodem mało co więcej nad dwa tysiące ludzi, dając im rozkaz, iżby przebywszy Dniestr, z różnych stron na załogi wołoskie uderzyli. Było to ostatnich dni lipca 1531 r. Po kilkunastu drobnych spotkaniach na różnych miejscach, całe Pokucie zostało w dwóch dniach oczyszczone z Wołochów, prócz Grwoźdźca, gdzie nieprzyjaciel w twierdzy się zamknąwszy, uporczywie się bronił. Oblężony jednak poddał się wkrótce, a hetman kazał osadzić wojskiem polskiem zamek, obronę jego Wlodkowi powierzając. Na wieść o porażce swoich biegł na Pokucie sam Piotr, wiodąc dwadzieścia kilka tysięcy świeżego wojska. Sześć tysięcy rzucił on przodem przed sobą, i kazał im napowrót Gwoździec zdobyć. Uwiadomiony o tem Tarnowski, ruszył na pomoc oblężonym. Stoczono bitwę dnia 19 sierpnia i Wołosi zostali na głowę porażeni. Wielu z nich padło, więcej nierównie, a między temi nie mało osób znakomitych dostało się do niewoli, reszta pierzchła. Po odsieczy Gwoźdźca cofał się Tarnowski w głąb kraju i stanął obozem pod Obertynem, gdzie przyszło do walnej bitwy, w której Wo-łosza na głowę pobitą została (ob. Obertyn). Groźniejszym nierównie w owe czasy nieprzyjacielem byli Tatarzy. Łupieżcze ich napady nieustannie się powtarzały. Jeden z głównych szlaków tatarskich, szlak wołoski, szedł właśnie przez Pokucie, które bywało często widownią bojów z napastnikami.
W1624 r. Aleksander Koniecpolski, podówczas hetman polny koronny, któremu straż granic wschodnich była powierzona, powziął wiadomość od szpiegów, iż Tatarzy z Budziaku (Bessarabii) zmierzają przez, Wołoszczyznę do Polski. Było to w Zielone Świątki. Rozesłał niezwłocznie uniwersały po województwach: podolskiem, wo-łyńskiem, bełskiem i t. d., aż do Biecza i Przemyśla, ostrzegając o niebezpieczeństwie; wezwał obywateli pobliskich ziorn, aby się z wojskiem łączyli; chorągwiom zaś husarskim rozkazał, aby bez wielkich ciężarów i bez kopii, w zbrojach, z muszkietami tylko, jaknajprę-dzej pod Kamieniec zdążały. Nadciągały do wojska zaciężucgo dość liczne hufce ochotników ze wszech stron, jako to: Sobieski Jakub i Zborowski Aleksander ze szlachtą pow. trem-bowelskiego, Bałaban Aleksander, starosta ro-hatyński, ze szlachtą pokucką, Struś Mikołaj, ststa halicki, i inni. Zebrało się do 5000 zbrojnych. Dnia 5 czerwca, gdy zaledwie połowa wojska była zebrana, dano znać, że Tatarzy już są pod Stepanowcami, o 10 mil od polskiego obozu. Było ich wedle podania jednych 30 tysięcy, według drugich 60 tysięcy, a dowodził nimi Kantymir basza. Ratowano się zwykle przed napadami tatarskiemi ucieczką wraz z dobytkiem do zamków i miejsc obronnych, umyślnie na ten cel w każdej okolicy wznoszonych. Omijali je zwykle Tatarzy, bo pomyślność wypraw na niespodziance i pośpiechu zależała. Koniecpolski, nie mając odpowiednich sił, postanowił przepuścić Tatarów i napaść dopiero na wracających, rozesłał więo gońców aż do Przemyśla, Jarosławia, Rzeszowa i Biecza, ostrzegając ludność przed niebezpieczeństwem; sam zaś zaraz po przejściu Tatarów kazał porobić zasieki w lasach Bedna-rowskich, którymi mieli powracać. Wysłany w 200 koni Jan Odrzywolski szedł w ślad za Tatarami, donosząc o wszystkich ich ruchach hetmanowi.
Stał właśnie hetman od 3 dni pod Świstelnikami, gdy doniósł Odrzywolski, że już tymże szlakiem horda powraca. Podemknął się więc z wojskiem swojem pod Martynów nad Dniestrem, 2 mile powyżej Halicza, i stanął w obozie ściśnionym, wszystkie wozy cięższe do zamków poodsyławszy. Nazajutrz przyszła horda. Stanęła koszem po prawej stronie Daiestru, 2 mile od Martynowa. Hetman obawiając się, by Tatarzy z łupami nie wymknęli się, zmyśla ucieczkę. Pogasiwszy ognie w o-bozie, puszcza się na całą noc w pochód, rozrzuca po drodze niby w popłochu odbieżane kolasy, i o świcie staje na polach Popławnic-kich między Haliczem a Bołszowcem. Rankiem podstąpił Kantyrair basza w 15 tysięcy pod Martynów.
Nie zastawszy wojska polskiego, puścił się w pogoń, i przypadł aż pod Popław-niki. Tam było wszystko gotowe na przyjęcie. Uderzył odważnie na wojsko polskie basza całą swoją potęgą. Dawali mu dzielny odpór dwaj Sieniawsoy, Struś Mikołaj i Herburt, którzy sam środek zajmowali; zaś z boku Ko-niecpolski, wojewoda sieradzki, Bogusz i 0-drzywolski. Tymczasem hetman opasał taborem wojsko, rogi taborowe z czołem wojska z nieprzyjacielem zmieszanego zrównawszy, Z dwóch stron ustawione działa rozwinęły ogień. Strzały ich robiły nio małe drogi w huf cach tatarskich. Poniósłszy ogromne straty nieprzyjaciel, rozpoczął odwrót. Na zdążającego ku przeprawie przez Dniestr rzuciły się z prawego i lewego skrzydła chorągwie i przez wielką milę podolską pędząc, wparli go w Dniestr z wysokich brzegów. Ginęli jedni od strzałów, drudzy od nurtów wezbranych, ciężarem koni swoich przywaleni. Postrzelono w Dniestrze samego Kantemira i konia pod nim ubito. Ta część nieprzyjaciela, której Dnieslr przebyć powiodło się, nie oparła się, aż o pół mili za rzeką. Tuż za nią nadbiegała przednia straż polska. Hetman nie czekając taboru ani armaty, kazał następować konnicy, puściwszy przodem Stefana Ohmie leokiego, do którego przyłączył się Tyszkie-wicz. Sam też przebył szybko Dniestr z resztą wojska. Ścigano nieprzyjaciela, nie dając mu wytchnąć, przez Czew i Żukiew, bystre rzeki, które właśnie były wezbrały i woda
W nich była wtedy tak wielka jak w Dniestrze. Szła pogoń krok w krok za uciekającymi przez góry, jary, przykre wertepy i gęste lasy, więcej niż dwie godziny w późną noc. O milę na południe Dniestru natrafiono na kosz tatarski. Rozrzewniająca tu nastąpiła scena. W okolicach Krosna i Przemyśla nabrali Tatarzy jeńców i zdobyczy nie mało. Gdy hufce polskie wpadły do kosza, zastały tu mnóstwo ludzi obojej płci, oraz koni, stada owiec. Pełno było po polach dzieci i niemowląt odbieżanych, po które wysłał hetman kilkadziesiąt wozów, aby je do miast pobliskich zwożono. Wszakże największą klęskę ponieśli Tatarzy w lasach bednarowskich. Przedzierając się w ucieczce na przestrzeni kilkumilowej, porzucali sprzęty domowe, aparaty kościelne w Polsce zrabowane; wpadłszy zaś na zasieki, wobec pogoni nad karkiem, rzucali z siebie odzież, kaftany, opończe, kuł baki, zostawiali konie, z któremi przez gęstwinę przedrzeć się nie mogli. Rozsypanych po lesie otaczali chłopi i zabijali. Kantemir trzykroć postrzelony, dwudziestu tylko konnych przy sobie mając, uszedł wąską jakąś ścieżką. Drugi po nim wódz Kulim-Bej, został podobno ubity. Ciało jego unosili z sobą Tatarzy w kilimach aż do bednarowskiego lasu, lecz tam na zasieki wpadłszy, porzucili. Zaszła ta bitwa z Tatarami dnia 20 czerwca; ścigano uciekających przez 8 mil, a nazajutrz rano pod Chocimirzem padł ostatek pogaństwa. Częste napady nieprzyjaciół na P. wywoływały
potrzebę stawiania tu coraz obronniejszych twierdz. Wznosiły się one nie tylko w miastach główniejszych, jak: Kołomyi, Haliczu, ale i w miastach podrzędnych: _Gwoźdźcu, Śniatynie, Kosowie, Nadwórnie, Żórawnie a nawet i we wsiach. W r. 1630 Bronisław Gru-szecki wymurował zamek ku obronie okolicy, we wsi Hołoskowie nad potokiem Bobrówką, niedaleko miasteczka Otynii. Około tegoż czasu inna wieś, nieopodal stąd położona, zasłynęła nierównie obronniejszymi murami, a wkrótce stała się najznakomitszem miastem Pokucia. Stanisław Rewera Potocki, hetman w. kor., upatrzył dogodne miejsce na twierdzę we wsi swojej Zabłocie zwanej, a leżącej między dwiema Bystrzycami, które opodal do Worony wpadają. Począł więc wznosić tu mury, sypać wały obronne i wieś przeistaczać na miasto. Dzieła tego dokonał syn jego Jędrzej Potocki, który dla uczczenia pamięci ojca nazwał je Stanisławo w. W 1676 r. miała miejsce sławna obronu Żórawna przez Jana III. Rzecz naturalna, że wobec takich warunków bytu, utrudniających rozwój rolnictwa i wszelką pracę produkcyjną, wobec oddalenia od ognisk oświaty i rynków handlowych, wytwarzają się śród ludności obyczaje i zajęcia odbijające w sobie dzikość i burzliwość natur nieujętych w karby ni przez regularną pracę i oświatę, ni też przez bezsilne tu kościelne i państwowe instytucye. Jak w podobnych warunkach wytworzyło się na Ukrainie hajda-mactwo, tak na P. rozwinęło się w XVIII w. oprysznictwo, przypominające wieloma rysami bandytyzm południowych Włoch. W bibliotece Zakładu Ossolińskich we Lwowie znajdują się dwie księgi dawnego sądu grodzkiego w Stanisławowie, mieszczące bardzo bogate materyały do dziejów oprysznictwa na Poku-ciu. Pierwsza z tych ksiąg obejmuje akta od 1703 do 1723 r., druga od 1738 do 1751 r. P. przedstawiało najprzyjaźniejsze dla rozwoju rozbójnictwa warunki.
Wielkie lasy i góry i położenie pograniczne, z jednej strony z Wołoszczyzną, gniazdem rozbójniczem, z drugiej głuchy kąt Węgier i góry Siedmiogrodzkie w pobliżu, najbezpieczniejsze dla rozboju kryjówki. W XVIII w. każdy z tych krajów zostawał pod innym rządem. Wszystko to sprzyjało opryszkom i uniemożliwiało ich wytępienie. Watah, który napad zbójecki na Po-kuciu wykonał, przez władzę miejscową ścigany i rozbity, cofał się ku Wołoszczyźnie, skąd mu drugi takiż watah a jego pobratym, z nową bandą opryszków w pomoc nadchodził. Na Węgrzech także nierzadko pomoc, a w każdym razie bezpieczny przytułek dla się zna-chodzili. Współcześnie, kiedy między oprysz-kami na Pokuciu nabierał coraz większego rozgłosu Iwan Piskliwy, głośny był z rozbojów swoich na Węgrzech watah Pinta; obaj dobrzy znajomi i pobratymy. W czeredzie jego, którą Pinta w 1704 r. na Kosów prowadził, znajdowali się i Wołosi i sam Piskliwy z Bójkami i Hucułami. Pod takimi wpływami wyrabiały się dzikie obyczaje mieszkańców, zwłaszcza wschodnich pokuckich górali, w których są ślady widoczne wołoskiego pochodzenia. Każdy niemal Hucuł za młodu kosztował chleba zbójeckiego, a poważni ojcowie nawet, dobrzy i zamożni gospodarze, nie tylko chętki do rozbojów w synach swoich nie potępiali, ale nie wahali się częstokroć i sami należeć de napadów.
Sławny watah oprysz-ków Dobosz Oleksa, widziany był przez, majętnych Hucułów dość niechętnie, nie dla tego iżby się postępkami jego brzydzili, lecz że był synem jakiegoś Wasyla biedaka, a mimo to czynami swymi imię rozgłośniejsze zdobywał. Przy takich pojęciach i obyczajach miejscowej ludności, położenie spokojnych i zamożniejszych mieszkańców było bardzo trudnem. Dla zabezpieczenia sobie życia i mienia musieli wchodzić w stosunki z opryszkami i stawali się poniekąd ich wspólnikami. Podstarostowie, jak ich podówczas nazywano (rządcy, ekonomowie) z Ostawów, Muszyński i Łątecjki piją w polu z opryszkami; podstarości z Peczyni-żyna otrzymuje od nich w darze rządzik na konia, a podstarości ostawski tabakierę. Po-padia z Sapohowa jest ich podskarbinią, przechowuje im kosztowności i zastawia stoły z przekąskami. Panna Michałowska otrzymuje w darzo od wataha opryszków pereł garść i 10 sznurków; pani Michałowska 10 sznurków korali, a pan Michałowski nakrapiany, gronostajami podszyty kontusz i rulonik dukatów. Pan Cieszanowski nakoniec występuje jako rozjemca między opryszkami a Szają, żydem z Kołomyi, którego chcą porąbać; żyd uwolniony zostaje za złożeniem 20 talarów. Po ztra-bowaniu dworu Michała Piotrowskiego w Ży-waczowie poszli opryszki za Sołotwinę, i w Zwiuiackim zapuście śród lasów gęstych pajowali się, to jest zdobycz między sobą dzielili. Piotrowski człek silny i odważny (a jak opryszki powiadali,,twardy'' i dla tego doradzali niektórzy, aby go związanego przypiec) miał broni nie mało. Zabrali mu więc: obusz-ki, dwie pary pistoletów, szable, ładownicę, mnóstwo rozmaitych rzeczy, a nawet kwefy i wstążki. Przy owym paju zachodziły między opryszkami nieporozumienia. Gdy się sprzeczają, naraz odzywa się trąbka pod bokiem. Przelękli się myśląc, ie już będą schwytani.
Polował tam Makarowicz z Krzywcza, a miał i ludzi przy sobie. Człek niepewny i w najlepszym razie mogący ich wydać. Mimo to bardzo rychło nastąpiła między niemi harmo nią. Mukarowicz, aczkolwiek mało im znany, pogodził ich, podzielił, a nawet kupca na rzeczy im przyprowadził, i dostał za to buty czerwone i kwef. Uzbrojenie wataha opryszków było następujące: rusznica przez plecy, przy boku pałasz, za pasem toporzec i 2 pary pistoletów, a w ręku rohatyna; u pasa wisiał zwykle nóż, czyli tak zwany czepełyk. Tak uzbrojeni byli dwaj Dobosze, gdy w towarzystwie pobratymców swoich do rodziców przychodzili. Opowiadał to Oleksa Zołob, dobry ich znajomy. Uzbrojenie prostych opryszków różniło się od uzbrojenia wataha tem, że mieli tylko po parze pistoletów, a pałaszów zgoła nie mieli. Większe napady, np. na miasto jakie w czasie jarmarku lub hucznego wesela, robili z pewnem wyrachowaniem. Zwykle posyłał watah 3 lub więcej pobratymców, którzy między tłumy nieznacznie wmieszawszy się, wszystko bacznem okiem przeglądali. Mieli oni obowiązek ostrzedz, jeśliby napadowi zagrażać mogło jakie niebezpieczeństwo.
Sam napad uskuteczniano najczęściej ku wieczorowi, gdy ucztujący lub jarmarkujący, podpiwszy sobie, ku domom się rozjeżdżali. Za podstąpieniem pod miasto głównej bandy o-pryszków rozpoczynali zwykle rozbój ci, co byli tamże od rana. Część jakąś zostawiał watah na straży po gościńcach głównych, która miała dawać znać wystrzałem, jeśliby skąd smolaki lub gromady uzbrojone w pomoc miastu nadbiegały, resztę wiódł na te domy i miejsca, które miał sobie już wcześnie przez pobratymców wskazane. Watah, który się już odznaczył jednym lub drugim śmiałym napadem w pewnej okolicy, potrzebował tylko posłać do dworu lub któregokolwiek z bogatszych mieszkańców rohatynę swoją, rusznicę lub czepełyk, a najczęściej dawano mu dobrowolnie wszystkiego, czego zażądał. Wrazie bowiem przeciwnym można było być pewnym najsroższej zemsty.
Mieli opryszki swoje stanowiska w różnych okolicach, gdzie ich tak zwani pobratymi zaopatrywali w żywność i wszelkie potrzeby, a niekiedy nawet pokaleczonych i słabych u siebie przechowywali. Ten ostatni wypadek zdarzał się bardzo rzadko, opryszki bowiem nie mieli żadnego skrupułu zabić swego chorego pobratyma, lub pokaleczonego dobić, aby schwytany, sprawek ich i kryjówek władzy nie wydał. Taką gospodę na początku XVIII w. mieli opryszki w Myszynie niedaleko Peczeniżyna, u Jura arendarza. Zwali go oni swoim pobratymem. A. w Sapohowie był takiraże ich pobratymem Abramko Mettercyus, którego stosunki ze zbójami rozciągały się aż do lasów Chorosny. Dostarczali im ci żydzi bukłagami gorzałki, legumin, prochu, ołowiu na kule, toporców, strzelb, zgoła wszystkiego i wiedzieli częstokroć naprzód o ich wyprawach, a niekiedy sami poniekąd niemi kierowali. Najgłówniej-szem atoli w owym czasie stanowiskiem i niejako gniazdem opryszków był Kluczów Wyż-ni, wieś, którą w kilkadziesiąt lat później opiewał tak czule Karpińaki w swojej sielance. Owa dąbrowa, w której nasz poeta żegnał się z Lindorą, była miejscem wypoczynku opryszków i schadzek Hucułów z Wołochami. W samym Kluczowie była ich gospoda u Saw-ki, u starego Leczka i syna jego Fedora, u którego żony składał łańcuszki złote, perły i różne kosztowności Pęd' Żłoba, jeden z głównych opryszków; nakoniec u Filipa. Wszystko to byli zamożni i osiedli na miejscu gospodarze a pobratymy opryszków. Stąd też to pochodziło, że podobne osady zbójeckie mocno były niekiedy losem jednego lub drugiego ze złapanych opryszków interesowano i nasyłały z pomiędzy siebie takich, którzy ich w drodze ścinali, aby ich żywcem nie zwieziono do sądu. Do poskromienia rozbojów nie zaniechano żadnego środka i sprężyście przeciw opryszkom działano. Chwytano ich najczęściej na gorącym uczynku i sądzono doraźnie.
Na ten cel utrzymywany był na Pokuciu pewien rodzaj milicyi, zwany Smolakami. Dobierano ich z ludzi miejscowych i dobrze ze wszystkiemi kryjówkami opryszków obznaj-mionych, którzy pod naczelnictwem oficera z twierdzy stanisławowskiej odkomenderowanego zostając, całą okolicę wzdłuż i wszerz przebiegali. Było między nimi nie mało takich, co sami niegdyś do rozbojów należeli. Opryszki bowiem nie zawsze mieli z sobą samych tylko ochotników, lecz gdy widzieli kogo, coby się im nadał do rozbojów, a pod-mówió go z sobą dobrowolnie nie mogli, zmuszali go przemocą i groźbami do swego rzemiosła. Taki czyhał tylko na sposobność u-cieczki, a gdy mu się ta nawinęła, zaciągał się najczęściej do Smolaków i był im najpo-mocniejszy, wydając kryjówki zbójów. Najtrudniejszą do przebycia była dla opryszków zima, wtedy ich najwięcej łapano; skoro się zaś lasy na wiosnę rozwinęły, trzeba było wielkiej zręczności i znajomości miejsca, aby ich wyśledzić i schwytać. Ku temu poruszano w razie niebezpieczeństwa całe gromady uzbrojone. W śledztwach przedsiębranych z opryszkami używano tortury, wszakże nieludzki ten środek okazywał się i tu często bezskutecznym. Mało było wypadków, w któ-rychby opryszek wyjawił na torturach co więcej niż to, co dobrowolnie zeznawał a zdarzało się, że zbój, który dobrowolnie niejeden szczegół wyjawił, na torturę wzięty, zaparł wszystko i słowa więcej nie wyrzekł. Samą zbrodnię karano surowo, wszakże w surowości bynajmniej niezbytkowano. W wyrokach z kilkudziesięciu lat, które mieszczą akta, nie
ma ani jednego tchnącego dzikością i okrucieństwem. Zwykle karano i najgłówniejsze-go nawet opryszka, ścięciem lub szubienicą, a największe zaostrzenie kary było w tem, że po ścięciu pokrajano nieżywy kadłub na części, i takowe wbijano na pal po głównych miejscach rozboju dla postrachu złoczyńcom. W wyrokach na szubienicę dodawano też niekiedy, iż ciało nie ma być zdejmowane, tylko wisieć na pożarcie ptastwu drapieżnemu. Zaostrzenia te robiono osobliwie w tych czasach, gdy się rozboje zagęszczały. Takiemi były pierwsze lata wieku ośmnastego i ostatnie jego połowy. Zeznania pochwytanych opryszków, spisane w sądzie i przechowane we wspomnianych aktach, przedstawiają bardzo bogaty i ciekawy materyał do dziejów rozbójnic-twa pokuckiego. W pierwszej połowie XVIII wieku wybitną postacią jest Iwan Piskliwy z Douhopola. Około połowy stulecia występują na widownią głośni Doboszowie a po nich Martyńczuk. Po tych czasach pozostała tra-dycya między ludem, a znaczniejsi watahy urośli z biegiem czasu na bohaterów. O nich i ich czynach krążą między ludem rozliczne pieśni i powieści. Z tych czasów rozwinęła się skłonność do gorzałki, której hołdując nio-umiarkowanie, lud ten sam się wywłaszcza z ziemi na korzyść przemyślnych żydów, będących obecnie w posiadaniu większej części lasów i połonin włościańskich. Dawni właściciele pasają obecnie cudze bydła i owce na swoich niegdyś połoninach. Cechą charakterystyczną dzisiejszych obyczajów jest swoboda stosunków płciowych. Każdy mężczyzna ma kochankę i mąż lekceważy żonę niemającą kochanka. Małżeństwa też zwykle dopiero wtedy zawierane zostają, gdy owoce miłości już po świecie chodzą.
Kołomyjski powiat graniczy na północ z pow. tłumackim i horodeńskim, na wschód ze śnią-tyńskim, na południe z kossowskim, na zachód z pow. nadwórniańskim. Obszaru ma 12*11 miryam. kwadr., 110,091 mk. w 84 osadach i 75 gminach. Dzieli się na 3 okręgi sądowe: Kołomyja, Pieczeniżyn i Gwoździec. Jest to jeden z najbardziej na płd.-wschód wysuniętych powiatów Galicyi. Od Bukowiny oddziela go pow. śniatyński i kossowski. Gościniec rządowy, tak zwany główny karpacki", prze* cina powiat z zachodu na,wschód, idąc z Dela-tyna przez Kołomyję do Śniatyna. Drugi gościniec, łączący Kołomyję z Kutami, oddziela się od pierwszego w Kołomyi, idzie na południe przez Sopów, Myszyn, Jabłonów, skręca na połudn.-wschód, idzie pr/ez Pistyń i Kos-sów, Czerniahówkę i Kuty do granicy buko-wińskioj. Trzeci gościniec rządowy odłącza się w Kołomyi, i idzie na półn.-wschód przez Pod-1 hajczyki, Gwoździec, Soroki, Czerniatyn, Horodenkę, Sieniakowce aż do granicy pow. za-leszczyckiego.
Gościniec tyśmienicko - koło-myjski przecina półn. część powiatu. Kolej żelazna Iwowsko czerniowiecka przecina powiat w kierunku od Stanisławowa do Kołomyi, a z Kołomyi ku Czerniowcoin z zachodu na wschód, i n>a stacye w Korszowie i Kołomyi. Prut, przepływający przez powiat z zachodu na wschód, jest spławnym tylko dla tratew; jest to górska, szybko płynąca, kapryśna rzeka, której przejrzysta woda toczy z gór mnóstwo odłamków skał i kamieni, kąpiel w niej doskonała, to też zjeżdżają się w lecie lubownicy kąpieli, pięknych widoków i świeżego górskiego powietrza nad brzegi Prutu i zamieszkują przez kilka tygodni w nadbrzeżnych wioskach. Naprzeciw Kołomyi wpadają do Prutu od południa: Łuszka, przy-jąwszy przed samem ujściem pot. Sopówkę, tuż obok Łuszki wpada Pistyńka i niezliczona ilość potoków. Od półn. wpada do Prutu kilka drobnych potoków. Rzym.-katol. dekanat kołomyjski należy do dyecezyi lwowskiej i o-bejmuje 4 parafie i 3 kapelanie, mianowicie: parafie w Kołomyi, Kosowie, Pistyniu i Za-błotowie; kapelanie w Jabłonowie, Kutach i Mariahilf. Dekanat obejmuje 12684 rz.-kat. Gr.-kat. dekanat, należący do dyec. lwowskiej, obejmuje 23 parafie: w Balińcacb, Ceniawie, Chlebyczynie Polnym, Debesławcach, Gwoźdź-cu Małym, Ilińcach, Kołomyi, Korniczu, Ku-łaczkowcach, Nazurnie, Oskrzesińcach, Pere-rowie, Piadykach, Podhajczykach, Siemakow-cach, Słobódce Leśnej, Tłumaczyku, Trócy, Tuhlukowie, Turce, Zabłotowie i Załuczu, i liczy 42,527 gr.-kat.
Produkcya przemysłowa powiatu przedstawia następujące dane. W 1870 r. wyrobiły cegielnie kołomyjskie 1,750,000 cegieł, wartości 18,750 złr. a.; 24 garncarzy 100,000 naczyń, wartości 4,200 złr. Produkcya tych przedmiotów podniosła się znacznie tak co do jakości, jak co do ilości od czasu założenia w 1876 r. szkoły garncarskiej w Kołomyi. Mydlarzy w 1870 r. było 10; przetopili 2680 cetn. łoju i 150 cetn. sody i popiołu na 1110 cetn. świec łojowych, wartości 36750 złr. a. w. i na 1336 cetn. mydła, wartości 32600 złr. a. w. Wosk ziemny i naftę wydobywają w Łuczy i Słobodzie Rungur-skiej. W 1870 r. wydobywało te produkta w tych miejscowościach tylno jedno towarzystwo i zarząd dóbr rządowych w Peczeniży-nie, później zawiązał towarzystwo Franciszek Wolfarth, sędzia w Wojniłowie, a techniczne kierownictwo objął inżynier Sokołowski. W r. 1879 trysnęła nafta tak obficie, że nie można było nastarczyć beczek; obecnie zmniejszyła się wydajność. W 1870 r. była fabryka zapałek w Wierbiążu Niżnym. Węgli drzewnych wyprodukowano w 1870 r. 1600 centn., war-
tości 640 złr. Krochmalu wyrobiło 5 producentów 60 centn., wartości 1200 złr. a. w. Młyn parowy w Korszowie, z maszyną parową o sile 12 koni, zatrudnia 20 robotników. Browarów 5, które produkują rocznie 9367 wiader piwa. Gorzelni 27 wyprodukowało w 1870 roku 2,410,463 stopni spirytusu. W tymże roku dostarczył powiat 900 centn. wełny, wartości 90,000 złr. i 1600 łokci ordynaryjnego sukna, wartości 1500 ztr.; przędziwa lnianego 1140 centn. a konopnego 8510 centn., razem wartości 150,450 złr. a. w. Z tego przerobiono na 150 warsztatach tkackich 350 centn. przędziwa na 35,000 łokci płótna, wartości 6000 złr. a. w. Garbarzy 5 wyprawiło 1600 skór wołowych, wartości 25,000 złr. i 8000 skórek owczych, wartości 16,000 złr. a. w. Kuśnierzy 19 użyło 7800 skór owczych do sporządzenia 2050 ordynaryjnych kożuchów, wartości 20,500 złr. a. w'. W 1870 r. dostarczył powiat 37,400 sztuk drzewa budulcowego, wartości 53,700 złr.; opałowego twardego 26,500, miękkiego 13,780 n. a. sągów, wartości 107,060 złr. Jeden tartak dostarczył 50,200 sztuk deszczek, wartości 25,100 złr. W 1870 r. zebrano z pól pszenicy 61,225, żyta 90,500, jęczmienia 83,000, owsa 220,555, kukurydzy 130,000, prosa 400, hreczki 1155, bobu 450, grochu 1650, ziemniaków 100,000 niż. austr. mierzyć, buraków cukrowych 2350 centn., kapusty 6000 kóp główek, przędziwa lnianego 1155, konopnego 8500 centn., nasienia lnianego 325, konopnego 4600 n. a. mierzyć, nasienia koniczyny 128, oleju makowego 6, oleju lnianego 14, tytoniu 1400, chmielu 16, słomy 300,000, siana 270,000, potrawu 25,000, koniczyny i innych traw pastewnych 36,000 centn., owoców 1200 mierzyć, miodu 13, wosku 3 centn., mleka 40000 wiader, masła 3000 centn., sera 6000 centn., wełny owczej 200 centn., drzewa opałowego twardego 25,000, miękkiego 15,000 wiedeń. sążni, drzewa mater. 900,755 wied. stóp sześć., węgli drzewn. 5500 n. a. mierzyć.
W tymże roku było w powiecie ogierów 55, klaczy 2866, wałachów 3055, źrebiąt do 3 lat 954, mułów 18, osłów 18, buhajów 305, krów 12,668, wołów 10,572, cieląt | do 3 lat skończonych 11,347, bawół ], owiec 18,427, kóz 1,230, świń 20,955, ułów 3,550. Co do zajęć to w 1870 r. było 2 aptekarzy, 4 łaziebuików, 4 golarzy, l budowniczy, 17 majstrów murarskich, 2 majstrów ciesielskich, 18 piekarzy, 3 właścicieli kopalni wosku ziemnego, 19 faktorów, l browarnik, 4 bednarzy, 8 gorzelń, l tartak, 6 introligatorów, l drukarz, 2 szczotkarzy, 6 tokarzy, 2 robiących ocet, farbiarzy 2, rzeźników bydlęcych i wieprzowych 43, fotograf l, woźniców 32, utrzymujących domy gościnne 17, garbarzy 5, ludwi-sarzy 4, przedsiębiorców i spekulantów 14, szklarzy 4, złotników 10, handlujących naftą 2, zgonników 8, handlarzy wódką 3, księgarzy i antykwarzy 4, handlarzy rybami 2, handlarzy skórami 19, handlarzy drzewem 29, prowadzących drobny handel 201, mączarzy 37, owczarzy 17, handlujących futrami 2, handlarzy końmi 2, handlujących produktami 54, handlarzy bydłem 17, kupczących wiktuałami 8, rękawiczników 2, kapeluszników 3, kawiarz l, mydlarzy 10, węglarz l, kopalnia węgla kamiennego l, koszykarzy i sitarzy 8, kuśnierzy 9, lakiernik i malarz l, drukarzy płócien 2, malarzy pokojów 2, mechaników i optyków 2, nożowników 3, miodosytni 2, młynów wodnych 22, szwaczek i modniarek 2, olejarni 3, szmuklerz l, kominiarzy 2, rymarzy i siodlarzy 6, szynkarzy 168, ślusarzy 4, kowali 20, krawców 47, wyrabiających czer-nidło do butów 2, szewców 43, powroźników 5, blacharzy 7, wyrabiających krochmal 5, stolarzy 31, garncarzy 24, sukienników 3, zegarmistrzów 6, kołodziei 13, waciarzy 3, tkaczy 150, właścicieli cegielni 7, fabrykantów zapałek 2, cukiernik 1. W r.
1870 były w tym powiecie 2 stowarzyszenia przemysłowe: garncarzy (w Kołomyi), obejmujące 33 majstrów i 55 czeladników, wpisowe tak od majstrów jak i od czeladników wynosi 5 złr., miesięczna składka od majstrów 20 et., od czeladników 5 et. Stowarzyszenie szewców liczyło 40 majstrów i 9 czeladników, wkładki takie same jak u garncarzy; kasy osobno prowadzone. W powiecie jest jedno miasto (Kołomyja) i 5 miasteczek: Gwoździec, Jabłonów, Kamionka Wielka, Kułaczkowce i Peczeniżyn; gmin wiejskich 69, obszarów dwór. 69, przełożeństw obszarowych 43, ogółem jednostek administracyjnych 118. Stosunek gmin administr. i obszarów dwór. do przestrzeni jest następujący: Gmin katastralnych 73, gmin administr. 75; obszar powiatu 21'06 mil kwadr., z tego obszaru zajmują gminy administr. mil kwadr, austr. 12*25 czyli 58'2%, obszary dworskie mil 8'81 czyli 41'80/0. Podług ludności wedle spisu z 1870 r. była jedna gmina od 100 do 200 mk.; 4 od 200300 mk.; 3 od 300400 mk.; 5 od 400500 mk.; 25 od 5001000 mk.; 32 od 10002000 mk.; 3 od 20003000 mk.; l od 40005000 mk.; l wyżej 5000 mk. Miast mających wyżej 10,000 mk. l, miasteczek mających od 10012000 mk. 3; od 20015000 mk., 2; wsi mających do 500 rak. 13; od 5011000 mk., 25; od 1001 2000 mk., 29; od 20015000 mk. 2. Z ogólnej ludności przypadało na miasta: 17679 mk. (18%)> miasteczka 11199 (11%). wsie 68504 (69%), obszary dworskie 1977 (2%)- O P. pisał August Bielowski Pokucie" (Dodatek do Czasu z czerwca 1857). B. R.