Początek książki...O Galicji ...Zdjęcia z kresów ..Mapy historyczne..Kresy wschodnie Wyszukiwarka GenealogicznaKsięgarnia Kresy WschodnieFilmy o Kresach
Zygmunt Kuliczkowski
Wspomnienia z pobytu w Jazłowcu
Przeczytałem ze wzruszeniem Pana stronę w internecie . Informacje tam zawarte moim zdaniem są ciekawe i rzetelne . Pan Apolinary Kuliczkowski przedstawił w swej informacji z 1981r. tło historyczne oraz przeżycia Polaków w tym miasteczku , a szczególnie w czasie drugiej wojny Światowej . Sam przeżyłem ten trudny okres i wiele pamiętam . Pragnę ( zgodnie z Pana namową ) podać moje dzieciństwo i życie mojej rodziny w Jazłowcu . Podam tylko te fakty , które nie uwzględniono w dotychczasowych informacjach .
Urodziłem się 17 maja 1933r. w Jazłowcu i zostałem ochrzczony w kościele katolickim w Jazłowcu . Mieszkaliśmy w domu położonym nad strumykiem i przy studni Ormiańskiej. Ze studni tej wodę odprowadzano rurą metalową pod ziemią niedaleko strumyka . Wyjście tej rury było (od najniższego poziomu ), na wysokości wiadra do wody . Tam też wiele mieszkańców zaopatrywało się w wodę do picia i na potrzeby gospodarstwa domowego . Wodę pobierali mieszkańcy nawet z odległych dzielnic . Obok ujścia tej wody była ciekawa miara do zboża , wykuta w olbrzymim kamieniu. Miara ta miała dwa przedziały po jednym metrze sześciennym każdy. Na dole tej miary były dwa małe otwory , przez które można było to zboże wysypać . Strumyk przy którym mieszkaliśmy był podobny jak inne strumyki górskie . Woda szybko spływała i była czysta . W czasie wiosennych powodzi jednak strumyk zamieniał się w rwącą rzekę, która sięgała do naszego domu i zawsze byliśmy gotowi do ewakuacji. Rzeka ta w czasie powodzi zabierała drewniany most ( koło naszego domu ). Ojciec mój Władysław Kuliczkowski urodzony o2.o8.1897r. miał trzech braci Juliana , Jana i Mariana . Matka moja Eleonora z domu Staszyszyn urodzona 12.03.1910r. miała jedną siostrę - Natalię . Dziadek ze strony ojca Mikołaj , (mistrz murarski). babcia Anna z domu Podolska ( gospodyni domowa).
Dziadków i babci osobiście nie znałem , poumierali przed moim urodzeniem i zostali pochowani na cmentarzu w Jazłowcu. Znałem natomiast pradziadka ( ze strony mamy ) Gruszeckiego . Miał duże gospodarstwo rolne położone w miejscowości Biała. Pamiętam , że dwukrotnie byłem u pradziadka w jego domu . Na powitanie dawał mi wąchać tabakę. Mama moja opowiadała , że pradziadek Gruszecki był ( po pierwszej wojnie światowej ) burmistrzem w miejscowości Śniatyn . Pradziadek Gruszecki zmarł w swojej posiadłości , a właściwie był zamordowany przez żołnierzy niemieckich i tam był pochowany . Pradziadek Gruszecki miał dwóch synów - Antoniego i Bronisława . Antoni był kawalerem do zakończenia wojny i nie miał dzieci . Bronisław natomiast był żonaty , miał trzech synów i jedną córkę . Córka Mieczysława miała bardzo trudne dzieciństwo . Matka bowiem była sparaliżowana i przez ponad dwadzieścia lat leżała w łóżku . Mieczysława jako dziecko w znacznej mierze przejęła obowiązki matki Dodatkowo była opiekunką chorej matki . Rodzice mojej mamy poumierali w bardzo młodym wieku i zostali pochowani na cmentarzu w Stanisławowie. Mama natomiast zamieszkała u swego dziadka Gruszeckiego ze swoją siostrą Natalią .
Działalność zawodowa - ojciec Władysław kuliczkowski, który był z zawodu mistrzem szewskim , posiadał też o,97ha ziemi uprawnej. Ziemia ta była uprawiana do czasu - jak pozwalały na to warunki wojenne .
Zawód szewski ojciec wykonywał z przerwami ( gdy zachodziła taka konieczność), a jednocześnie podejmował inną działalność . W okresie kilku lat przed wybuchem wojny prowadził sklep w Polskim Domu w Jazłowcu . Był to rodzaj niewielkiego baru . Ojciec prowadził tam wyszynk alkoholu , sprzedawał kanapki , papierosy ,tytoń i niektóre artykuły spożywcze . Wyposażenie tego sklepu składało się z kilku stolików , lada do sprzedaży , regały oraz radio odbiornik ( co miało w tym czasie wpływ na liczbę klientów ). Była tam też oswojona wiewiórka , biegająca po sklepie . Niezależnie od tej opisanej działalności - był też organizatorem parcelacji lasu położonego po zachodniej stronie Jazłowca . Mieszkańcy Jazłowca nabyli wówczas parcele lasu w tym i mój ojciec . Kupowali zarówno Polacy jak i Ukraińcy . Mój ojciec założył ( tuż przed wybuchem wojny ) sklep cukierniczy , który prowadził na własny rachunek . Dwaj bracia ojca w tym czasie Julian i Jan założyli sklep spożywczy . Sklepy (zarówno ojca jak i jego braci) mieściły się przy placu , gdzie stał Dom Polski . Ponadto ojciec kupił kawałek ziemi na zboczu wzniesienia tuż za Łaźnią Miejską . Działkę tę ogrodził , posadził drzewa owocowe , krzewy ( agrest i porzeczki ) oraz uprawiał warzywa na własne potrzeby .
Mama moja prowadziła dom , częściowo pracowała na roli , a czasami szyła na potrzeby rodziny . Szyła przeważnie bieliznę , letnie bluzeczki lub dokonywała różnych przeróbek .
Po wkroczeniu Armii Radzieckiej - ojciec wykonywał zawód szewski , a jednocześnie pracował na roli .
Pragnę nadmienić , że w tym początkowym okresie odbyła się akcja wywozu niektórych rodzin polskich na Sybir. Pamiętam jak wywożono rodzinę Staneckich .Pan Stanecki był policjantem . Z mojej rodziny w tym dniu wywozu - zabrano też mojego pradziadka . Dzięki jednak znacznej ilości mieszkańców miejscowości Biała oraz Śniatyn (byli mieszkańcy - Ukraińcy) ,którzy poręczyli i prosili o zwolnienie mego pradziadka - zwolnili go jeszcze ze stacji kolejowej do domu . Był to odosobniony przypadek i dlatego go wspominam . Po tych przeżyciach nastąpiła nowa akcja - zakładano spółdzielnie . Pierwszą założoną spółdzielnią była Spółdzielnia Szewska . Siedziba tej spółdzielni mieściła się w domu państwa Kowalskich przy gościńcu (głównej drodze) . Ojciec mój musiał oddać do tej spółdzielni całe wyposażenie warsztatu szewskiego . Oddał więc szewską maszynę do szycia , stół szewski , stołek i inne drobniejsze narzędzia ( młotki, szydła , noże itp.) . Nie podjął jednak pracy w tej spółdzielni. Pracował w tym czasie na roli . Okupacja niemiecka znacznie pogorszyła warunki życia . Ojciec nie mógł uprawiać ziemi , która położona była kilka kilometrów za miasteczkiem, ani też nie można było korzystać z lasu . Można było jednak korzystać z ogrodu za Łaźnią Miejską . Ponadto w początkowym okresie okupacji (niemieckiej ) uprawiał szewstwo . Wykonywał zarówno nowe obuwie oraz realizował prace naprawkowe .Ja w tym czasie pomagałem ojcu w pracach szewskich. Uczyłem się zawodu ( zamiast maszyny - szyliśmy ręcznie ), szczególnie przy szyciu góry obuwia. Cholewki - przykładowo - do butów z długimi cholewami wkładało się między dwie deski, lekko przybijało je do siebie. Wystający brzeg cholewki zszywano dwoma igłami ( nawleczonymi nićmi lnianymi ) jednocześnie. Każdy rok następny był coraz gorszy . Warunki życia były tragiczne , brakowało żywności , odzieży oraz możliwości poruszania się po okolicy . Do naszego domu przybyli na przetrwanie - dzieci ( Zdzisława i Ryszard ) stryja Mariana i wnuk mojego pradziadka Tadeusz Gruszecki. Ojciec wykonał w tym czasie żarna dla uzyskania trochę mąki . (Żarna to dwa kamienie jeden spodni i nieruchomy, a drugi płaski o kształcie koła. Górny kamień miał w środku dziurę , przez którą wsypywano zboże. W kamieniu górnym był drewniany kołek , którym obracano kamień i to powodowało rozcieranie zboża czyli mielenie. Kamień górny był osadzony na płaskowniku metalowym z dziurą w którą wchodził sworzeń . Ponadto obydwa kamienie miały promieniste rowki ). Po pewnym czasie , gdy Niemcy cofali się ze wschodu zajęli nasz dom na swoją kwaterę . Stryj Marian zabrał swoje dzieci, a Tadeusza Gruszeckiego - Niemcy zabrali do obsługi koni. Ponadto przeprowadzili ewakuację ludności z miasteczka na zachód . Część ( niewielka kilka rodzin ) pozostała . Rodziny te były zatrudnione przy budowaniu umocnień obronnych dla Niemców , przy naprawie drogi i mostów . Mój ojciec był zatrudniony przy naprawie częściowo uszkodzonego mostu w śródmieściu . Po wycofaniu jednostki niemieckiej wkroczyli następni żołnierze niemieccy i węgierscy . Dokonali oni drugiej ewakuacji Polaków . Żołnierze węgierscy wywieźli nas furmankami do miejscowości Zubiec . Obecna nazwa - Zubrec . Zgromadzono nas na małym placu koło dwóch drewnianych szop . Postawiono wartownika (niemiecki żołnierz ), który nas pilnował . Ojciec znał język niemiecki i podsłuchał rozmawiających żołnierzy o dalszej ewakuacji naszej grupy . Poinformował o tym brata Juliana i namawiał do ucieczki . Julian jednak odmówił ( ze względu na troje małych dzieci ). Ojciec wykorzystując okazję umieścił nas na ciężarówkę załadowaną materiałami budowlanymi i dojechaliśmy do miejscowości Koropiec . Tam w pobliżu mostu betonowego był opuszczony budynek , w którym się skryliśmy. Przebywaliśmy cały czas w piwnicy tego budynku . Po kilku dniach Niemcy w pośpiechu przeprawiali się na drugi brzeg rzeki Koropiec . Niemcy po zakończeniu przeprawy wysadzili most . Budynek, w którym przebywaliśmy został poważnie uszkodzony , a my w piwnicy przyciśnięci podmuchem do ziemi ledwo przeżyliśmy . Niemcy prowadzili ostrzał artyleryjski przez całą noc i następnego dnia do godzin południowych . Pod koniec dnia nastąpiła cisza . Rosjanie wkroczyli jeszcze przed zapadnięciem zmroku , przekroczyli rzeczkę i poszli na zachód . Po kilku dniach , poinformowano nas, że drogi zostały rozminowane i ruszyliśmy pieszo ( ciągnąc za sobą dwukołowy wózek ) do Jazłowca ( do naszego domu ). Podróż trwała kilka dni .
Dom zastaliśmy nie uszkodzony , splądrowany . Powitał nas jedynie pies stryja Juliana . Ojciec przed wysiedleniem zakopał w stodole część rzeczy , w korytarzu ( pod podłogą ) blachę na pokrycie drugiej płowy dachu naszego domu . Rzeczy te jednak nie przetrwały do naszego powrotu . Trzeba było zacząć od remontu wnętrza domu (brak było okien , zniszczona podłoga oraz drzwi) . Ojciec własnymi siłami wyremontował swoją połowę domu , naprawił zniszczone urządzenia kuchenne i grzewcze . Wracali też inni mieszkańcy Jazłowca .W tym miejscu pragnę jeszcze wspomnieć o tragicznym wypadku . Prawdą jest , że w pobliskich lasach jak i w miasteczku było dość dużo broni porzuconej przez Niemców . Młodzież dorastająca chętnie sięgała po tę broń . Pamiętam jak sześciu chłopców wyniosło minę z piwnicy budynku z białego piaskowca przy gościńcu i rozbrajali tę minę . W czasie tych czynności mina wybuchła i sześciu chłopców zginęło . Pamiętam jak przybiegł ksiądz w białej komży i chodził pomiędzy rozszarpanymi ciałami zabitych okopconych i porozrzucanych po placu. Widziałem rozpacz rodziców i szczątki ciał. Ksiądz modlił się za dusze zmarłych w wypadku .Po pewnym czasie organizowano w miasteczku sklep spożywczo przemysłowy . Ojciec został sprzedawcą w tym sklepie ( posiadał doświadczenie handlowe ). Towary w tym sklepie sprzedawano nie za pieniądze lecz za jajka . Ojciec odwoził skupione jajka do Złotego Potoku i tam zaopatrywał się w towary . Jeździł furmanką lasami przez Strypę bardzo wcześnie rano , a wracał późnym wieczorem . Życie było trudne i nie pewne . Polacy nadal ( ich życie było zagrożone ) żyli w ciągłym strachu i niepewności . To też kiedy trwała akcja repatriacyjna Polacy masowo wyjeżdżali na zachód do Polski . Wyjechaliśmy furmanką do stacji kolejowej , gdzie była większość mieszkańców z Jazłowca . Zajęliśmy wolny szałas i czekaliśmy na wagony kolejowe . Na stacji przebywaliśmy kilka tygodni . Kiedy nadeszły wagony - załadowała się pierwsza i najliczniejsza grupa Polaków , a my czekaliśmy na następną dostawę wagonów . Po dwóch lub trzech tygodniach nadeszły platformy i pozostali Polacy załadowali się i pojechali na zachód do Polski .
Zabudowania i urządzenia . Dom nasz był pokryty blachą od strony frontowej (południowej ), a od strony północnej słomą . W domu tym mieszkali Władysław Kuliczkowski z rodziną , a od strony strumyka mieszkał brat Jan Kuliczkowski z rodziną . Dom był podpiwniczony . Wejście do naszego mieszkania było od strony podwórza , a Stryj Jan wchodził od strony frontowej . Był wyraźny podział domu od strychu do piwnic . Podwórko i stodoła też były podzielone . Obaj bracia mieli jak z tego wynika powody do sprzeczek i dla spokoju uzgodniono taki podział . Można powiedzieć , że stosunki między braćmi były podobne jak w filmie SAMI SWOI . Pragnę nadmienić, że rozkład tego domu był dość wygodny . Od strony frontowej ( południowej) był pokój . Mieściły się tam szafa na odzież , kredens , stół , cztery krzesła i dwa łóżka . Kuchnia była nieco mniejsza , ale zmieściła się tam duża ława , wisząca szafka na naczynia , dwu paleniskowa kuchnia i duży piec do pieczenia chleba , ciast itp. Ogrzewanie mieszkania było trudne . Palono drewnem i tylko w kuchni . W pokoju natomiast był wymurowany piec ( bez paleniska ) , przez który przechodził płomień z kuchni . W ten sposób ogrzewana była kuchnia i pokój . Tuż przed domem były dwa maleńkie ogródki , gdzie rosły kwiatki . Ganek był obrośnięty dzikim winogronem . Tuż przy strumyku i przed naszym domem była publiczna pralnia . Był to basen z bieżącą wodą ze strumyka . Basen ten był wymurowany kamieniem na kilka stanowisk pralniczych . Woda w tym basenie wpływała kanałem ze strumyka , wypływała drugim kanałem . Pralnia ta jednak tuż przed wojną jak i w czasie wojny była tylko sporadycznie wykorzystywana . Łaźnia Miejska nie była wykorzystywana zarówno tuż przed wojną jak i w latach późniejszych .
Wspomnienia z dzieciństwa są dobre . Ojciec bardzo dbał o rodzinę , a szczególnie o mnie . Wykonał dla mnie sanki , narty i chodziliśmy na górę ( koło cmentarza ,...żeby zjeżdżać na sankach po kamiennej drodze . Młodzież z Jzłowca często wychodziła z sankami na sześć i więcej osób na tę górę i zjeżdżali drogą kamienną do śródmieścia . Wojna jednak nasze dzieciństwo zubożała . Szczególnie był trudny okres największej aktywności band UPA , które mordowały Polaków . Strach przed utratą życia oraz trudne warunki materialne zmuszały do podejmowania działań sprzecznych z wolą rodziców czy też zasadami moralnymi . Najgorsze były noce - ojciec szedł na patrol samoobrony Polaków , a ja zostawałem z mamą w domu . Każde szczekanie psa , każde przypadkowe (w domu lub na zewnątrz ) stuknięcie lub jakiś szelest , powodował zrywanie się z łóżka , nasłuchiwanie i czuwanie . Nie można powiedzieć , że w tym okresie można było spokojnie spać . Wydaje się aż nie prawdopodobne , że jako dziecko ( w ukryciu przed rodzicami )zgromadziłem w stodole niemiecki automat, dwa granaty i pistolet. Kiedy ojciec to odkrył - dał mi porządne lanie . Ojciec miał uraz do broni i przykładowo na patrol szedł z laską , nie z karabinem .